Trwa ładowanie..

Marek Walczewski

Biografia

ur. 9 IV 1937 w Krakowie, zm. 26 V 2009 w Warszawie-Mysiadle

Aktor.

Absolwent Wydziału Aktorskiego krakowskiej PWST (1960). Zadebiutował w Teatrze im. Słowackiego, w którym występował do 1964 r. i zagrał kilka ważnych ról m.in. tytułowe w Don Juanie Moliera, Fantazym Słowackiego oraz Gustawa-Konrada w Dziadach Mickiewicza. Oryginalny talent aktora rozwinął się w Starym Teatrze w Krakowie, gdzie był zaangażowany w latach 1965-72. Tutaj miał okazję współpracować z reżyserami, którzy zbudowali bardzo wysoką rangę sceny. Pierwszą rolą Walczewskiego w Starym była tytułowa w Królu Henryku IV Szekspira w reżyserii Jerzego Jarockiego. W spektaklach tego twórcy stworzył szereg ważnych ról m.in.: Henryka w Wyszedł z domu Różewicza, Beni Krzyka w Zmierzchu Babla, Wierszynina w Trzech siostrach, Scurvy’ego w Szewcach, a nade wszystko Leona Węgorzewskiego w Matce Witkacego. Konrad Swinarski powierzył mu rolę Hrabiego Henryka w głośnej inscenizacji Nieboskiej komedii Krasińskiego, a także Króla Francji we Wszystko dobrze, co się dobrze kończy Szekspira. Walczewski grał również w przedstawieniach Zygmunta Hubnera, Józefa Szajny, Bogdana Hussakowskiego oraz Andrzeja Wajdy.

Po odejściu ze Starego Teatru przeniósł się do Warszawy, gdzie występował w teatrach Współczesnym, Studio (Dante w inscenizacji Józefa Szajny) i Ateneum (Bloomusalem wg Joyce’a w inscenizacji Jerzego Grzegorzewskiego).

W 1977 r. znalazł się w zespole Teatru Dramatycznego m.st. Warszawy, gdzie pierwszą rolą był Edgar w Królu Learze Szekspira w reżyserii Jerzego Jarockiego. „(…) kiedy na scenę wchodzi Holoubek, Zapasiewicz (Kent), Fronczewski (Błazen) i Walczewski (Edgar), robi się wspaniały teatr” – pisał Jan Kłossowicz („Literatura” 1977 nr 21). „Nagła odmiana losu stała się przyczyną szaleństwa Leara. Po­dobnie swoje nieszczęście ukrywa pod maską obłędu Edgar, syn Gloucestera (Marek Walczewski). Zna­mienny jest paralelizm doświad­czeń tych bohaterów. Obydwaj na skutek nieszczęść i cierpień popa­dają w stan, który jest nie tyle szale­ństwem, co specyficzną mądrością. Obydwaj można rzec, zaczynają ‘widzieć’. Symbolizują to okulary Walczewskiego, tak samo jak wy­mowna jest scena prowadzenia ślepego starego Gloucestera przez Edgara” – pisał Krzyszof Pysiak („Zwierciadło” 1977 nr 22).

Walczewski wystąpił następnie w oryginalnej inscenizacji Warjacji Jerzego Grzegorzewskiego. Przedstawienie przyjęto bardzo kontrowersyjnie zarówno przez publiczność, jak i krytyków, choć ci doceniali szczególną zdolność Marka Walczewskiego do realizacji zadań Grzegorzewskiego.

W dorobku aktora znalazły się także role Chłopickiego w Nocy listopadowej Wyspiańskiego w reżyserii Macieja Prusa oraz Klaudiusza w Hamlecie Szekspira w reżyserii Gustawa Holoubka.

Ważne aktorskie dokonania Walczewskiego w Teatrze Dramatycznym wiążą się z rolami w spektaklach, reżyserowanych przez Witolda Zatorskiego. Scenariusz przedstawienia Pan Lemercier gra Don Kichota w swojej księgarni przy Placu Des Vosges w Paryżu reżyser oparł na motywach Don Kichota Cervantesa i Krzeseł Ionesco. W obsadzie obok Walczewskiego znalazła się jeszcze Ewa Decówna. O spektaklu pisał Jerzy Adamski: „(…) oprócz kultury literackiej przedstawienie wymaga także ko­mentarza. Objaśnić bowiem trzeba sam temat przedstawienia: problem szaleństwa jako pewnej formy kul­tury (dawnej, barokowej - to Don Kichot, i nowoczesnej, awangardo­wej - to Krzesła). Kto tego wszy­stkiego się dowie, i tak przygoto­wany przyjdzie na przedstawienie Zatorskiego, ten nie dozna rozczaro­wania. Nową premierę Teatru Dra­matycznego uzna za dzieło piękne i podniecające. (…) Podziwiać będzie wspaniałe aktor­stwo Decówny i Walczewskiego. Ukazują oni szaleństwo jako podwójną dysharmonię: dysharmonię gestów jakby na przekór ładowi ży­wego ciała ludzkiego: i dysharmonię ruchu jakby na przekór spokojowi zgodnego życia z otoczeniem. Jest to analiza aktorska i obraz poruszający. Ale przygotowany widz wzruszy się także finałem, który przywraca harmonię: jako siłę i zwycięstwo miłości. Przede wszystkim jednak przejmie się samą my­ślą o Don Kichocie sprowadzonym do ciasnego pokoju. Bo przecież szaleństwo dawnego Don Kichota polegało na tym, te po­szedł w nieznane, wyruszył na roz­stajne drogi, sam jeden przeciw ze­psutemu, oszalałemu światu. Szaleń­stwo pana Lemercier, księgarza, który gra Don Kichota u siebie w mieszkaniu, polega na tym, że ucie­ka przed światem, który wyszedł z formy. Schodzi sam jeden w głąb siebie. I tam walczy z wiatrakami” („Express Wieczorny” 1979 nr 71).

Do kolejnego spotkania Zatorskiego z Walczewskim doszło przy realizacji Mizantropa Moliera, gdzie aktor zagrał rolę tytułową. „Aktorzy wżyli się doskonale w stylizację Zatorskiego, a przede wszystkim Marek Walczewski, którego brawuro­wa rola Alcesta urzeka widza swą konsekwencją neurastenii i psycho­patii” – recenzował Jaszcz („Perspektywy” 1980 nr 33).

Z Molierem łączy się też reżyserskie doświadczenie Walczewskiego. Przygotował swoją inscenizację Świętoszka Moliera pt. Biedaczek z Gustawem Holoubkiem w roli tytułowej. „Już od pierwszej odsłony największe wrażenie w Świętoszku wystawionym przez war­szawski Teatr Dramatyczny - pod przekornym tytułem Bie­daczek - wywiera scenogra­fia. Stylowe dekoracje, sprzęty, kostiumy i rekwizyty wprowadzają w klimat epoki, w której powstało słynne dzieło Moliera. Obcujemy z żywym obrazem, w którym każdy szczegół ma swo­je znaczenie, nawet światłocień wydaje się jakby namalowany przez twórców szkoły niderlan­dzkiej. Kiedy pełna słodyczy Krystyna Wachelko-Zaleska (Marie, córka Orgona) zastyga w półgeście przy oknie, to tak, jakby zeszła z płótna Kobieta czytająca list Jana Vermeera. Tylko ten obraz, stworzony na scenie Teatru Dramatycznego ma swoją głębię i wielowymiarowość. Niemych scen, w których gra­ją dekoracje, światło oraz mi­mika i ruch (w układzie dosko­nale opracowanym przez Maria­na Glinkę) jest w Biedaczku więcej. To wstrzymywanie ak­cji utworu w pewnych scenach jest jakby próbą przydania zna­czenia, utrwalenia w świado­mości ulotnych sytuacji i dialo­gów już tysiące razy powiela­nych od czasu premiery Świę­toszka w XVII wieku, a więc z reguły umykających uwagi. Widzę w tym próbę uwznioślenia klasycznego utworu. Wszyst­ko więc jest tutaj ważne: mu­zyka Mozarta, kwestie dystyn­gowanego obłudnika Tartufe'a (powściągliwie kreowanego przez Gustawa Holoubka), riposty roz­brajającej w swojej szczerości, pyskatej służącej Doryny (bra­wurowa rola Haliny Łabonarskiej) aż po - zdawałoby się - nieistotną, anonimową postać służącego Tartufe'a zmagającą się wiecznie z walizami i kuf­rami” – opisywała Marzena Wiśniewska („Sztandar Młodych” 1982 nr 41).

Po 1981 roku Marek Walczewski odszedł na 10 lat z Teatru Dramatycznego. Jerzy Grzegorzewski zaangażował aktora do Teatru Studio, gdzie zagrał kilka pamiętnych ról (m.in. w inscenizacji Powolnego ciemnienia malowideł wg Lowry’ego). Do Dramatycznego wrócił w 1992 r., gdy dyrektorem został Maciej Prus. Andrzej Domalik powierzył mu rolę Poloniusza w Hamlecie, a Maciej Prus w swojej realizacji Kordiana Słowackiego kilka postaci dramatu: Szatana, Grzegorza, Papieża, Cara, Doktora. Aktor jak zauważył Jacek Sieradzki w tych demonicznie połączonych rolach „monopolizuje sobą świat, z którym się Kordian zderza” („Polityka” 1993 nr 21).

Charakterystyczne emploi Walczewskiego chciał wykorzystać reżyser Filip Bajon do tytułowej roli w sztuce Alana Bennetta Szaleństwo Jerzego III. Spektakl nie zyskał dobrych ocen, ale o interpretacji Walczewskiego pisał Roman Pawłowski: „Walczewski gra obłęd od pier­wszej chwili i trudno właściwie wyobrazić sobie, jak wyglądał, kiedy był normalny. Od początku ma w sobie niepokój, w rozbiega­nych oczach, w niedorzecznych zachowaniach. Z czasem nerwo­we gesty przechodzą w spazmy, król w obszarpanej i brudnej ko­szuli biega między dworzanami, rozkłada ręce, włóczy nogami. Ale najważniejszy dla Walcze­wskiego jest język. Obłęd aktor oparł na słowotoku, który zaczy­na się od drobnych przejęzyczeń, a kończy bełkotem. Lekko przygarbiony, wyrzuca z siebie zda­nia, czerwienieje z wysiłku, zaci­na się i milknie, aby w następnej scenie znów rozpocząć wydala­nie słów. Ale gra Walczewskiego zawi­sa w próżni i tylko Małgorzata Niemirska (Królowa) umie pra­wdziwie zareagować na chorobę Króla” („Gazeta Wyborcza” 1994 nr 224).

Ważną rolą Walczewskiego w ostatnim okresie jego pracy w Teatrze Dramatycznym był kardynał Spadolini w Ausloschung - Wymazywaniu – adaptacji prozy Bernharda, przygotowanej przez Krystiana Lupę. Spektakl miał bardzo żywe przyjęcie. „Nareszcie zagrał wielką rolę Marek Walczewski, aktor od lat niewykorzystany. Gra kardynała Spadoliniego, który ukrywa związek z mat­ką głównego bohatera. Jego kondolen­cje, w których chwali się bezwstydnie przyjaźnią z ojcem Franza, a przecież przez trzydzieści lat przyprawiał mu ro­gi, są mistrzostwem precyzyjnej ironii” – pisał Roman Pawłowski („Gazeta Wyborcza” 2001 nr 60). Za rolę Spadoliniego Marek Walczewski otrzymał nagrodę Feliksa Warszawskiego. „Paradoksalnie Lupa obezwładnił Walczewskiego powierzając mu rolę ubranego w purpurowe szaty dostojnika Kościoła wygłaszającego z namaszczeniem komunały lub obłudne wspomnienia. Lecz pojawiły się już u Walczewskiego pierwsze objawy choroby Alzheimera i długie monologi Bernharda okazywały się dla niego trudne do zapamiętania. Nie pomagało ostentacyjne wsparcie ze strony suflerki. Walczewski po pewnym czasie musiał przekazać swą rolę innemu aktorowi” – wspominał Rafał Węgrzyniak (felieton, e-teatr.pl 2 VI 2009).

Niestety wskutek postępującej choroby Marek Walczewski musiał zakończyć karierę sceniczną. Ostatnią rolą był Prezydent w adaptacji powieści Hrabala Obsługiwałem angielskiego króla, wyreżyserowanej przez Piotra Cieślaka.

W dorobku pozostawił wiele znakomitych ról filmowych i w Teatrze TV.

Był mężem Małgorzaty Niemirskiej – również aktorki Teatru Dramatycznego.

Więcej informacji o Marek Walczewski na stronie Encyklopedii Teatru Polskiego.