Trwa ładowanie..

Robert Wilson

Biografia

ur. 4 X 1941 w Waco

Amerykański reżyser, aktor, choreograf, tancerz, dramaturg, architekt, rzeźbiarz, scenograf. Eksperymentator i czołowy twórca teatralnej awangardy XX wieku. Autor spektakli teatralnych, operowych, muzycznych realizowanych na scenach teatralnych całego świata (inscenizacje dramatów Eurypidesa, Szekspira, Büchnera, Ibsena, oper Debussego, Straussa, Wagnera), instalacji i zdarzeń parateatralnych. Współpracował z wieloma artystami i teoretykami sztuki (Philipem Glassem, Hansem Peterem Kuhnem, Tomem Waitsem, Susan Sontag).

Od początku swojej drogi twórczej, czyli od lat 60. XX wieku, kształtuje swoją oryginalną wizję sztuki, własny język znaków teatralnych, posługuje się wypracowaną przez siebie techniką operowania światłem, prostym, hieratycznym gestem aktorskim, ze scenografią przemyślaną według zasad matematycznych, w której każdy detal ma znaczenie w strukturze całości. Odrzuca literackość w teatrze, tradycyjny sposób opowiadania, akcję i klasyczną psychologię postaci.

Zanim trafił do teatru, studiował prawo, malarstwo (w Paryżu), architekturę i projektowanie wnętrz (dyplom wydziału architektury i sztuk plastycznych 1965). W 1965 roku założył komunę The Byrd Hoffman School of Byrds (nazwaną na cześć nauczycielki tańca i terapeutki, która pomogła mu w wieku młodzieńczym przezwyciężyć poważne trudności związane z jąkaniem). W latach 60. pracował jako pomocnik i terapeuta, z dziećmi głuchoniemymi i autystycznymi, dziećmi z uszkodzeniem mózgu, cierpiącymi na nadpobudliwość oraz z przewlekle chorymi dorosłymi. W 1969 roku – we współpracy z Raymondem Andrewsem, 13-letnim, afroamerykańskim, głuchoniemym chłopcem, którego wcześniej zaadoptował i wziął pod opiekę – zrealizował spektakl The King of Spain. Przedstawienie ewoluowało ostatecznie do formy dwunastogodzinnego widowiska The Life and Times of Sigmunt Freud. W 1971 w Paryżu odbyła się premiera przełomowego dzieła artysty – Deafman Glance. Był to z kolei siedmiogodzinny seans teatralny bez słów, wypełniony surrealistycznymi sekwencjami scenicznych obrazów. Ten spektakl był wielkim sukcesem, który przyniósł mu międzynarodowy rozgłos i uznanie. W rok później zrealizował w Sziraz w Iranie trwające nieprzerwanie 7 dni i 7 nocy widowisko KA MOUNTain and GUARDenia TERRACE.

Przełomowym momentem w pracy Wilsona było spotkanie Christophera Knowlesa, autystycznego chłopaka, który zafascynował artystę tworzoną przez siebie poezją. Ich wieloletnia współpraca rozpoczęła się od spektaklu A Letter to Queen Victoria (1974). W roku 1976 odbyła się światowa prapremiera przełomowego dla Wilsona i dla historii teatru XX wieku dzieła Einstein on the Beach, przy którym współpracował z kompozytorem Philipem Glassem. Po tej premierze rozpoczęła się jego międzynarodowa współpraca z wieloma europejskimi teatrami. W roku 1979 na zaproszenie Petera Steina zrealizował w Berlinie spektakl inspirowany postacią Rudolfa Hessa – Death, Destruction and Detroit: the man who refused to die. Na początku lat 80. stworzył operę epicką The CIVIL warS: a tree is best measured when it is down, której prezentacja była najważniejszym punktem programu Olympic Arts Festivalu w Los Angeles w 1984 roku. Począwszy od roku 1985, wystawił wiele klasycznych oper na scenach europejskich (Mozarta, Wagnera), a także nowatorskie adaptacje sztuk Gertrude Stein (Dr Faustus Lights the Lights) czy Marguerite Duras (The Malady of Death).

„Teoretycy ciągle oblepiają mnie etykietkami. To mnie nie obchodzi. Mój teatr nie jest ani dramatyczny, ani postdramatyczny, nie jest ani wizualny, ani milczący. Jest w nim miejsce na muzykę i taniec, ale też na architekturę, światło, literaturę i poezję. Wszystkie elementy muszą mieć równorzędne znaczenie. To jak obserwacja przez okno ruchu na ulicy. Niektóre rzeczy są od początku, inne pojawiają się jednocześnie jako przypadkowe i konieczne. Czy trzymając się tej zasady, trafię do jakiegoś rozdziału? Tym niech się zajmą intelektualiści. W moich działaniach nie ma nic intelektualnego. Staram się tylko pokazać, że teatr to miejsce, gdzie trzeba zarówno patrzeć, jak i słuchać” (Robert Wilson, „Gazeta Wyborcza” 2005 nr 251).

Wilson po raz pierwszy był w Polsce w roku 1980 z widowiskiem Curious George-Dialog  z udziałem Christophera Knowlesa. Wrócił po niemal 20 latach w roku 1997 z autorskim spektaklem Hamlet-monolog, w którym duński książę na chwilę przed śmiercią przywołuje raz jeszcze swoje tragiczne dzieje. W tym samym 1997 roku otrzymał krakowską Nagrodę im. Tadeusza Kantora. W roku 2001 na wrocławskim Festiwalu Dialog gościł jego spektakl Woyzeck Büchnera z Teatret z Kopenhagi.

Po raz pierwszy pracował w Polsce w roku 2005, realizując w Teatrze Dramatycznym Kobietę z morza – inspirowaną dramatem Henryka Ibsena sztukę napisaną specjalnie dla siebie przez Susan Sontag, wybitną amerykańską pisarkę i eseistkę. „Kobieta z morza ukazuje konflikt pomiędzy starszym mężczyzną i zdaną na niego kobietą. W rzeczywistości w ich «walce płci» stawką jest wolność. On, Hartwig, uosabia wszystko to, co racjonalne, praktyczne i użyteczne. Ona, Ellida – świat natury, uczuć i poezji” (Janusz R. Kowalczyk, „Rzeczpospolita” 2005 nr 253). Wcześniej wystawiał ten tekst we Włoszech (1998) i w Korei (2000). Po premierze krytycy jednogłośnie okrzyknęli ten spektakl widowiskiem reprezentującym najlepsze i najbardziej charakterystyczne cechy twórczości Wilsona.

„Kolejna wersja Kobiety z morza Susan Sontag na podstawie dramatu Henryka Ibsena. Niby to odcięty kupon od raz obmyślonego projektu, ale sztuka wysokich lotów. Przedstawienie jest w typowy dla Wilsona sposób sformalizowane, a przedstawiony w nim świat precyzyjnie wykreowany – nieludzko piękny i obcy. I choć wydaje się, że Wilson stosuje szereg zabiegów, by stworzyć wielki, piękny obraz niezmącony emocjami, to mimo chirurgicznej precyzji i klinicznej czystości rysunku dochodzi do głosu namiętność, gniew i rozpacz, jaką noszą w sobie bohaterowie spektaklu. Kobieta z morza to historia nieszczęśliwej w małżeństwie kobiety, która w chwili możliwości wyboru wolnej drogi, zostaje z niekochanym mężem” (Iza Natasza Czapska, „Życie Warszawy” 2005 nr 254).

„Przedstawienie, jak zwykle w przypadku Wilsona, było pokazem kunsztu formy. Inscenizator jawi się w nim jako esteta mistrzowsko żonglujący nastrojami, gdy na przykład dzięki perfekcyjnie opracowanym zmianom świateł nadaje zupełnie inne barwy kilku stałym elementom scenograficznym i sylwetkom bohaterów. Wyczarowuje tym samym znienacka zaskakująco odmienne nastroje, które wnoszą nową jakość do fabularnego przebiegu scenicznej opowieści.
Szczególnie traktuje też aktorów, którzy stwarzają nie tyle pełnokrwiste role, ile plakatowo umowne znaki postaci. Sporo w ich grze przerysowanych, nieomal mechanicznych ruchów czy gestów, powtarzających się w zwielokrotnieniach. Zautomatyzowany sposób poruszania się, modulowany głos sprawiają wrażenie zapożyczeń z japońskiego teatru no i opery, z domieszką grand guignolu. Wystudiowane, dopracowane w najdrobniejszym szczególe widowisko robi jednocześnie wrażenie nieco egzotycznego, laboratoryjnie czystego, do przesady sztucznego. I dziwnie fascynującego swoim konsekwentnie zimnym, zdystansowanym, a i nieco odpychającym pięknem.
Wilson jest zbyt świadomym twórcą, by wszystkie te zabiegi formalne pozostawić samym sobie. Zdaje sobie sprawę, że bez artystycznego uzasadnienia byłyby jedynie efektownym ozdobnikiem, dlatego umiejętnie wprzęga je w zastanawiającą opowieść o ludzkim losie […] Polskie widowisko Roberta Wilsona to znakomita przygoda intelektualna dla widzów. I przykład dla ludzi teatru, że forma powinna służyć treści wyrażonej przez autora, a nie rozbuchanemu ego reżysera. Wielkość tego dzieła scenicznego polega również na skromności twórcy, w pełni panującego nad środkami, które ma do dyspozycji” (Janusz R. Kowalczyk, „Rzeczpospolita” 2005 nr 255).

„Zdarzył się cud. Kobieta z morza Roberta Wilsona w stołecznym Teatrze Dramatycznym przywraca wiarę w istnienie piękna w sztuce. Możliwe, że czyste piękno i wyrafinowana forma są kategoriami staroświeckimi. […] Kobieta z morza ma wszelkie cechy stylu teatralnego swojego wielkiego twórcy. Pusta przestrzeń z wznoszącą się lekko płaszczyzną drewnianej podłogi, przecięta pionowo jakby masztem statku, który w drugiej części przedstawienia rozkwitnie trójkątami żagli. W głębi sceny słynny horyzont-ekran, na którym Wilson, geniusz teatralnego światła, maluje swoje fantazje. Aktorzy wykrojeni przez światło jak figury z teatru cieni poruszają się wolno, w wystudiowanych sztucznych pozach. Antytradycyjne, skrajnie sformalizowane aktorstwo odkrywają – z powodzeniem – Danuta Stenka i Władysław Kowalski. Fabuła Ibsena, ukazująca walkę z demonami przeszłości, współtworzy niesłychanie piękną teatralną formę, która powinna stać się przedmiotem kontemplacji” (Janusz Majcherek, „Newsweek Polska” 2005 nr 44).

„Przedstawienie w Dramatycznym jest niewątpliwie artystycznym wydarzeniem stolicy. Dotąd nie oglądaliśmy w Warszawie tak skonstruowanego estetycznie spektaklu. To mistrzostwo scenicznej estetyki. Niby pusta scena, a tak na niej dużo emocji. Bo Wilson wyczarowuje sceniczne nastroje perfekcyjnym światłem. Tworzy swoistą fabułę świetlną. Gra świateł serwuje widzowi bogactwo nastrojów i estetycznych przeżyć.

Ten spektakl jest sterylny estetycznie. Ma niesamowity klimat ni to kosmosu, ni niebiańskich połonin. Nastroje drgają, zaskakują, zmieniają się. Osaczają widza, rzucają na kolana lub wbijają w fotel. Widownia została zahipnotyzowana czarodziejską umiejętnością Boba Wilsona. Coś dziwnego, niesamowitego zaczyna się dziać między sceną a widownią. Psychodeliczny artystyczny trans.

Aktorzy poruszają się jakby filmowymi zwolnionymi obrotami. Ich gesty są czasami przerysowane, czasami subtelne i delikatne. Operują gestami symbolami, scenicznym skrótem. Forma zwyciężyła treść. To dobrze. Jest to przykładem tego, że można porazić widza estetyką. Można zachęcić do odbioru, stwarzając intelektualną przygodę teatralną, wysublimowaną estetyką. Ze sceny wieje pięknem. Pięknem do bólu porażającym widza” (Marzena Rutkowska, „Tygodnik Ciechanowski” 2005 nr 46).

„Robert Wilson wyreżyserował Kobietę z morza. To nic, że autorką bazującego na dramacie Ibsena tekstu była amerykańska pisarka Susan Sontag. Dzięki temu spektaklowi przekonaliśmy się, że ów pozornie nieprzystępny i nieskory do poddawania się innym niż stereotypowe odczytaniom Norweg jest jak plastelina w rękach równego mu artysty. Tekst, nie tracąc nic ze swojej siły, staje się elementem widowiska wyczarowywanego samym światłem. Zamknięty błękitny horyzont, brzeg morza, odgłos fal rozbijających się o skały. Pustka, którą wypełnić mogą tylko ludzie ze swoimi emocjami, niepotrafiący już utrzymać ich na wodzy. Od krzyku do szeptu, bo w tym świecie nie ma miejsca na pośrednie stany. Pada mit o martwym teatrze Ibsena, o konieczności pogodzenia się z tym, że w inscenizacjach jego sztuk scenę zapełniają ludzkie pomniki i nieżywe dzikie kaczki.

Spektakl Wilsona uświadamia, że Ibsen rozpięty jest dziś między jakże bliskim nam poszukiwaniem prawdziwych wartości w życiu, rodzinie, tradycji, a gwałtowną, desperacką miłością. Ibsen jest dziś pomiędzy ciężarem przeszłości swoich bohaterów a ich pragnieniem znalezienia dróg ucieczki przed mieszkającymi w nich demonami.

Autor Kobiety z morza, a za nim Robert Wilson, umieszczając akcję w bezkresie natury, stają na przekór cywilizacji niszczącej to, co najbardziej ludzkie. A przecież to, co ludzkie w postaciach z dramatów Ibsena, jest także najbardziej przejmujące. Nałogi i potrzeba akceptacji, egoizm, a z drugiej strony – otwarcie na ludzi, przywiązanie do tradycji i jednocześnie gotowość przekreślenia jednym gestem tego, co było, aby zanurzyć się w nieznanym. To wszystko jest w bohaterach, a może jeszcze bardziej w bohaterkach Ibsena. Trzeba to dostrzec i podjąć z Ibsenem poważną rozmowę. Jeżeli zrobią to polscy artyści, norweski heros literatury przestanie być dla naszego teatru skałą nie do zdobycia” (Jacek Wakar, „Ozon” 2006 nr 6).

„Ibsenowska Kobieta z morza została przez autorkę scenariusza, Susan Sontag, odarta z całego sztafażu mieszczańskiej sztuki, by stać się parabolą ludzkiego losu. Stąd elementem jej konstrukcji jest powtórzenie: pantomima, legenda, akcja właściwa. A w niej jak w szkatułce też następuje powtórzenie – starsza córka, Bolette (Anna Dereszowska) przyjmując oświadczyny starego nauczyciela (Miłogost Reczek), obiecującego jej wyrwanie się z prowincjonalnej wioski, powtarza niejako los macochy. Bohaterowie, pozbawieni psychologii, co wcale nie znaczy emocji, zagranych bardzo wyraźnie, wręcz ekspresyjnie, stają się pionkami na szachownicy ludzkich dziejów. Plan sztuki obejmuje czas wieczny, ten potrzebny ewolucji, i nieskończoną przestrzeń wiecznego teraz.

Rzadko się zdarza oglądać teatr opowiadający los ludzki w tak piękny i poetycki sposób. Partytura precyzyjnie rozpisana na światło, dźwięk i ciała aktorów określone formą fryzur, kostiumów, gestów tworzy ciąg sugestywnych plastycznie obrazów. Żadnej psychologii, choć stany emocjonalne postaci nie pozostawiają wątpliwości co do swego sensu. W jego odczytaniu pomaga ukształtowanie plastycznych sekwencji, tworzonych stale zmieniającym klimat światłem, choreografią zaprojektowaną i perfekcyjnie wykonywaną w najmniejszym szczególe oraz dźwiękiem dopełniającym słowa zdumiewającymi dysonansami. I nie przeszkadza mi, że to już czwarta Kobieta z morza Wilsona, przygotowana z asystentką na podstawie kasety. Obsada oraz ostatni szlif i tak należał do wybitnego artysty. Widać wyraźnie jego niepowtarzalność” (Elżbieta Baniewicz, „Twórczość” 2006 nr 5).

Po wersji warszawskiej tekst Sontag zrealizował Wilson jeszcze dwukrotnie – w 2008 roku w Hiszpanii, a 2013 w Brazylii.

W roku 2006 w ramach Festiwalu Festiwali Teatralnych „Spotkania” artysta wystawił w Warszawie sztukę Kuszenie świętego Antoniego. A rok później odbyły się castingi do przedstawienia planowanego z okazji jubileuszu 50-lecia Teatru Dramatycznego. Miał to być spektakl polsko-angielski, kompilacja dramatów Symptomy Gabrielli Maione i Akropolis Stanisława Wyspiańskiego. Premiera widowiska, które Wilson nazywał warsztatem, zaplanowana była na późną jesień 2007 roku, ale ostatecznie projekt nie został w pełni zrealizowany.

W lutym 2008 pokazał w Warszawie widowisko Rumi – w mgnieniu oka – pierwszą część tryptyku Rumi Project przygotowywanego dla uczczenia 800. rocznicy dziedzictwa tego ufickiego mistyka, poety i uczonego. Jesienią 2008 przygotował premierę opery romantycznej Faust Gounoda w Operze Narodowej w Warszawie. Na zaproszenie władz Gdańska przygotował także widowisko z okazji 30-lecia Solidarności, które było prezentowane 31 sierpnia 2010 w Stoczni Gdańskiej.

.

Więcej informacji o Robert Wilson na stronie Encyklopedii Teatru Polskiego.