Trwa ładowanie..

Zofia Rysiówna

Biografia

ur. 17 V 1920 w Rozwadowie, zm. 17 XI 2003 w Warszawie

Aktorka teatralna i filmowa.

Jedna z najwybitniejszych tragiczek w historii polskiego teatru. W 1996 roku miesięcznik „Teatr” przyznał jej Nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza za całokształt twórczości, jako najlepszej aktorce teatralnej minionego półwiecza.

Po raz pierwszy znalazła się na scenie jako uczennica szkoły żeńskiej św. Jadwigi w Nowym Sączu. 11 listopada 1928 wystąpiła w amatorskim zespole kierowanym przez zasłużonego miejscowego społecznika i malarza Bolesława Barbackiego. Pod jego kierunkiem zagrała także Marynę w Weselu Wyspiańskiego. Przed wojną skończyła w Warszawie jeden rok polonistyki i równocześnie jeden rok Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej. W czasie wojny, w latach 1940–41 była łączniczką i kurierką przy nowosądeckim 1. Oddziale Ochrony Przerzutów i Łączności Związku Walki Zbrojnej. Brała udział w akcji odbicia z rąk gestapo emisariusza rządu emigracyjnego, Jana Karskiego. W roku 1941 została aresztowana i wywieziona do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, gdzie spędziła 4 lata.

30 października 1945 roku zadebiutowała w Teatrze Miejskim im. Juliusza Słowackiego w Krakowie rolą kobiety w sztuce Przejrzały oczy nasze Karczewskiej, a 22 grudnia zagrała swoją pierwszą dużą rolę – tytułową Balladynę w dramacie Słowackiego. W roku 1946 zdała eksternistyczny egzamin aktorski. W teatrze krakowskim pozostała do roku 1949. Zagrała tam jeszcze Dianę w Fantazym Słowackiego (partnerując Juliuszowi Osterwie), Młodą w Klątwie Wyspiańskiego, Laurencję w Owczym źródle Lope de Vegi, Maszę w Trzech siostrach Czechowa. Od początku grywała ważne role dramatyczne w wielkim repertuarze klasycznym. Dołączyła do nich Amelia w Mazepie Słowackiego (gościnnie w warszawskich Rozmaitościach) oraz zagrane w Teatrze Polskim w Poznaniu (w którego zespole była w latach 1950–55) – Ofelia w Hamlecie Szekspira, Celimena w Mizantropie Moliera, ponownie Balladyna i Zofia Parmen w Grzechu Żeromskiego). Od połowy lat. 50 występowała już stale w Warszawie. Była aktorką w Teatrze Polskim (1955–58), Powszechnym (1958–63, tu ważne role Natełły Abaszwili w Kaukaskim kredowym kole Brechta, Katii Masłowej w Zmartwychwstaniu Tołstoja i tytułowej Bereniki w tragedii Racine’a), Klasycznym (1965–68 – role królowej Izoldy w Ondynie Giraudoux, tytułowa Madame Bovary Flauberta, Alicji w Tańcu śmierci Strindberga) i Nowym (1977–79 – m. in. Maria Łanowa w Domu kobiet Nałkowskiej). W zespole Teatru Dramatycznego była trzykrotnie – w latach 1963–65, 1968–77 i 1979–92. Spędziła w nim w sumie 24 sezony, grając ledwie w 23 premierach (na nieco ponad 70 w całym swoim dorobku).

Pierwszy pobyt w Dramatycznym rozpoczynała od roli Agaty w dramacie poetyckim Zjazd rodzinny Eliota w reż. Bohdana Poręby. „Była jak należy opanowana, powściągliwa, a jednocześnie bardzo emocjonalna” (Karolina Beylin, „Express Wieczorny” 1963 nr 44).„Antyczny dramat w salonie” zatytułował swoją recenzję August Grodzicki. „Zofia Rysiówna, jako ciotka Agata, zagubiona we wspomnieniach o swej okrutnej drodze uwodzicielki męża Amy i ratowniczki mającego się urodzić syna panuje w pełni nad skomplikowanymi załomami roli” (Jan Nepomucen Miller, „Głos Nauczycielski” 1963 nr 16). „Skupienie, doświadczenie, dojrzałość w samotności, pewność prawdy, granicząca z okrucieństwem wobec letnich – tymi cechami obdarzyła Zofia Rysiówna postać Agaty” (Józef Szczawiński, „Kierunki” 1963 nr 15);

Ale już kolejna rola – Judyta w Księdzu Marku w reżyserii Adama Hanuszkiewicza – uznana została za jedną z najwybitniejszych i najważniejszych w jej dorobku, wzbudzając jednomyślnie podziw i zachwyt. „Zofia Rysiówna jako Judyta cyzelowała wiersz, intonację, gest, postawę w sposób olśniewający. Niezbyt często widywana na scenie, jedna z najlepszych naszych tragiczek, dokumentuje tą kreacją, że jej rozwój, obserwowany od startu w Krakowie poprzez Poznań i Teatr Powszechny w Warszawie i teraz w zespole Teatru Dramatycznego, każe ją umieścić w historii naszych scen w blasku pierwszej wielkości. Odczuwało się w jej interpretacji także refleks oświęcimskich przeżyć i obserwacji, co przeciągało przęsło do interpretacji całkowicie współczesnej, przy wierności stylowi romantycznemu” (Jerzy Zagórski, „Kurier Polski” 1963 nr 100). „Wstrząsająca była Judyta Zofii Rysiówny, odmienna w koncepcji tej roli od swych wielkich poprzedniczek, a bliższa nam o całe piekło doświadczeń i tragedii Żydów z ostatniej wojny” (Zofia Sieradzka, „Głos Pracy” 1963 nr 101). „Pokazała wysoką klasę aktorstwa, niczego nie uroniła z piękna wiersza i jego melodii, może nawet w tej melodii odrobinę przesadziła, ale była fascynująca w swym tragizmie i swym mistycznym opętaniu” (August Grodzicki, „Życie Warszawy” 1963 nr 102). „Judyta i Kossakowski […] są nie tylko kreacjami sezonu, lecz osiągnięciami, które przejdą do historii interpretacji Słowackiego. Rysiówna zagrała nie «Pogardzoną Żydówkę», lecz «królewnę z rodu Judy», sprawującą «sąd nad chrześcijany». Była w niej autentyczna «żółta złość», zrodzona z zawodu, z poczucia wyobcowania, z tęsknoty za światem, który ją odtrąca. Był w niej dramat asymilanta, który daremnie próbuje utożsamiać się ze zbiorowością. I była duma «piekielnej cudotwornicy», która mdłemu bogu miłosierdzia przeciwstawia «imię Jehowy, zatraciciela narodów». Nade wszystko jednak była w interpretacji. Rysiówny p o e z j a Słowackiego, której tyle złego potrafił wyrządzić już teatr polski. Ani deklamacja, ani konwersacja z partnerem, lecz właśnie ów ton szczególny, który musi odnaleźć teatr i aktor, aby przenieść przez rampę wiersz Słowackiego. Rysiówna odnalazła ten ton dla Słowackiego i dla swojej roli. Dała wielką lamentację […]. Fascynowała sobą i fascynowała poezją; jej śpiewność nie była tylko muzyką, nie zacierała znaczeń, lecz je wydobywała. Dla swojej dykcji znalazła Rysiówna gest poetycki, zwolniony, podporządkowany słowu, a nie działaniu i przez to antynaturalistyczny. Znalazła też maskę tragiczną, nie ilustrującą przeżyć, lecz zaznaczającą ich napięcie. Była piękna nie dlatego, że taką chciała się wydać, lecz dlatego, że potrafiła stać się medium dla poezji Słowackiego” (Andrzej Wirth, „Nowa Kultura” 1963 nr 18).

W roli Judyty ujawniła wyjątkowe predyspozycje do tworzenia heroin tragicznych w dramacie poetyckim. Potwierdziły to jej kolejne role w Teatrze Dramatycznym: Barbara Radziwiłłówna w Kronikach królewskich Wyspiańskiego w reżyserii Ludwika René, Klitejmnestra w Elektrze Giraudoux w reżyserii Kazimierza Dejmka czy Agrypina w Brytanniku Racine’a w reżyserii Jacka Pazdro. Te bohaterki umieściły ją pośród największych tragiczek polskiego teatru. Była porównywana ze Stanisławą Wysocką. Podkreślano, że grane przez nią postacie miały dramatyczną siłę, były elektryzujące i pełne ekspresji.

Drugi pobyt w Teatrze Dramatycznym rozpoczynała od „roli, która mogła ukazać jej wielki talent dramatyczny” (Stefan Polanica, „Słowo Powszechne” 1968 nr 271) – Barbary Radziwiłłówny w Kronikach królewskich Wyspiańskiego: „Rolę Barbary gra subtelnie Zofia Rysiówna” (W.N., „Za i Przeciw” 1968 nr 9), „zaprezentowała piękne aktorstwo i właściwie stonowaną siłę dramatyczną” (August Grodzicki, „Życie Warszawy” 1968 nr 273), „pozwoliła zaczerpnąć widzom haustu wielkiego aktorstwa” (Jerzy Zagórski, „Kurier Polski” 1968 nr 267). „Rysiówna wyglądała fascynująco w kostiumach projektu Ali Bunscha […]. Artystka zademonstrowała wielką skalę subtelnych środków wyrazu. Dawno już nie stworzyła kreacji, w której brzmią nuty tak czystego, tak bogatego aktorstwa” (Zofia Raducka, „Tygodnik Demokratyczny” 1968 nr 48).

Jej Klitemnestra w Elektrze Giraudoux była „zbrodnicza, ale ludzka, pełna kontrastów” (Leonia Jabłonkówna, „Teatr” 1974 nr 3). „Rysiówna w rolę Klitemnestry wlała całą furię kobiety opętanej przez nienawiść, ambicję i tragizm uczuć macierzyńskich. Jest najwiarygodniejszą Klitemnestrą jaką sobie można wyobrazić” (Jerzy Zagórski, „Kurier Polski” 1973 nr 293).

„Władcza i przewrotna” (Marta Sztokfisz, „Sztandar Młodych” 1981 nr 131) Agrypina w Brytanniku Racine’a (powtórzona gościnnie w Teatrze Polskim w Poznaniu) otworzyła trzeci pobyt w zespole Dramatycznego. „Zofia Rysiówna jako Agrypina w Brytanniku zapisuje się w szeregu wielkich heroin tragicznych. Przy całej wiarygodności psychologicznej i cieniowaniu przejść od wyrachowanej, zimnej gry politycznej do niepohamowanej ambicji, strachu przed bankructwem politycznym i przed utratą sensu przez wszystkie zbrodnie popełnione w drodze do władzy, stylizuje ona swą grę na wielką rolę klasyczną. Najbardziej interesujący i godny podziwu jest tu jednak trzeci, ukryty, ale dostrzegalny poziom znaczeniowy: znakomita aktorka świadomie gra znakomitą aktorkę grającą w sztuce Racine'a, a czyni to bez jednego rysu parodii, czy drażniącego manieryzmu. Ukryty dystans wobec roli i wobec samej siebie stanowi oryginalny wkład aktorki, który przełamuje sztampę Racine'owskiej heroiny, utrwaloną w powszechnej świadomości” (Grzegorz Sinko, „Teatr” 1981 nr 13). „Prowadzi to przedstawienie tylko jedna osoba: Zofia Rysiówna jako Agrypina. Rysiówna zbudowała tę postać sceniczną, wykorzystując całe bogactwo swego dotychczasowego doświadczenia aktorskiego: umiejętność budowania nie tylko postaci, lecz roli jej w dramacie, piękno mowy, wyrazistość najmniejszego gestu i spojrzenia, i to szczególne poczucie rytmu aktorskiego, które sprawia, że postać sceniczna jest kreacją. Ale Rysiówna pokazała w tym przedstawieniu także pewną umiejętność najzupełniej w aktorstwie naszym wyjątkową: umiejętność ukazania takiego charakteru ludzkiego, który nie potrzebuje żadnej motywacji zewnętrznej: wystarcza sam sobie, bo jest namiętnością. Właśnie dlatego Agrypina Zofii Rysiówny jest postacią prawdziwie klasyczną i tragiczną, postacią wprawdzie z wyobraźni poetyckiej Racine'a, lecz z rzeczywistości naszej, ludzkiej, nieszczęśliwej” (Jerzy Adamski, „Express Wieczorny” 1981 nr 126).

W wielu swoich rolach, zaliczanych do wybitnych osiągnięć aktorskich, imponowała perfekcyjną umiejętnością wydobycia całej skali uczuć zapisanych w postaci połączoną ze wspaniałą interpretacją wiersza. „Wszystkim tym heroinom sprzyjały warunki psychofizyczne aktorki, jej szlachetna uroda: wyraziste rysy twarzy, mocna, pełna majestatu sylwetka, którą na scenie monumentalizowała hieratycznym ruchem i gestem. Krytycy wysoko cenili jej technikę aktorską, zwłaszcza wzorową emisję i dykcję oraz kulturę mowy scenicznej. Prawdziwy podziw budziła wirtuozeria, z jaką potrafiła oddać muzyczne walory wiersza, nie tracąc przy tym nic ze znaczenia słów. Słynęła z mistrzowskiego łączenia precyzyjnie budowanej formy roli oraz „rozwibrowanych” aktorskich emocji” (Barbara Osterloff, Encyklopedia Teatru Polskiego).

Grywała w Dramatycznym także role epizodyczne (Dama IV w Ślubie Gombrowicza czy Kobieta z chóru w Mordzie w katerze w reżyserii Jerzego Jarockiego) i komediowe. Talent komediowy potwierdziła jeszcze w Teatrze Powszechnym: Podstoliną w Fircyku w zalotach Zabłockiego czy tytułową Gromiwoją Arystofanesa. Gościnnie wystąpiła też w roli Błazna w zrealizowanym w całkowicie kobiecej obsadzie przez Jana Kulczyńskiego Wieczorze Trzech Króli Szekspira w Starej Prochowni. Kulczyński realizując też „kobiecego” Don Juana Moliera w Teatrze Dramatycznym, powierzył jej rolę Don Luisa. Komediowa była jej rola kuchty Wiktorii w Lekarzu bezdomnym Słonimskiego w reż. Józefa Pary i Królowa Małgorzata w Iwonie, księżniczce Burgunda w reż. Ludwika Rene.

Jedną z ostatnich zagranych przez nią ról była epizodyczna postać Pani de Rosemonde w Niebezpiecznych związkach Hamptona w reżyserii Zbigniewa Zapasiewicza: „Grając zaledwie epizodyczną rolę pani de Rosemonde, ona jedna pozostaje w pamięci na dłużej. Każde pojawienie się aktorki na scenie tworzy klimat autentyczności, wiarygodności zdarzenia. Jej sposób bycia, poruszania się, mówienia, siadania określa prawdziwą damę z arystokracji, która przecież gra. Tutaj nie ma żadnego «pastiszu»” (Temida Stankiewicz-Podhorecka, „Życie Warszawy” 1987 nr 300). „Co za aktorstwo! Oszczędne, precyzyjne, a równocześnie bardzo plastyczne. Niby końcowe kwestie należą do Markizy, lecz prawdziwa wygrana jest tu tylko jedna. Pani de Rosemonde. Wyrozumiała, świadoma ludzkich ułomności nie naucza, nie rozdziela ocen. Zofia Rysiówna dorzuca też swojej bohaterce poczucie humoru” (Jadwiga Jakubowska, „Żołnierz Wolności” 1987 nr 305).  

Ostatnią w Teatrze Dramatycznym była w powściągliwie zagrana Matka chrzestna w Nie-Boskiej komedii Krasińskiego w reżyserii Macieja Prusa. Po niemal dekadzie  nieobecności na scenie, pożegnała się z teatrem i publicznością rolą Mamae w Panience z Tacny Llosy w Teatrze na Woli, obchodząc jubileusz 80-lecia urodzin. Zagrała w tej sztuce starą kobietę, dla której życiodajną siłą i zarazem formą obrony przed nieuchronnym przemijaniem jest powrót do przeszłości – wspominanie lat młodości i pierwszej miłości.

O swojej pracy aktorskiej mówiła: „Nie mam tajemnicy. Funkcjonuję wówczas jak człowiek, który rozwiązuje własne problemy. Zaczynam uczyć się roli i tekst staje się moją własnością. Życie postaci scenicznej zaczyna być moim życiem w pewnym sensie. Nieraz zdarza się tak, że życie koresponduje z wypadkami, które zapisane są w utworze dramatycznym. Wtedy ma się oczywiście – na ten temat – większą wrażliwość własną. Nie – wyobrażoną, lecz przeżytą” („Teatr" 1996 nr 15).

Film nie miał jej wiele do zaproponowania, ale intensywna była jej współpraca z Teatrem Telewizji i Teatrem Polskiego Radia. Jej bogaty radiowy dorobek uhonorowano przyznając jej prestiżową nagrodę Wielkiego Splendora.

Więcej informacji o Zofia Rysiówna na stronie Encyklopedii Teatru Polskiego.