Trwa ładowanie..

Ryszarda Hanin

Biografia

ur. 30 X 1919 we Lwowie, zm. 1 I 1994 w Świdrze pod Warszawą

Aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna, reżyserka, pedagog.

Naprawdę nazywała się Szarlota Hahn. Podawała 30 sierpnia 1919 jako datę swego urodzenia, ale nie jest to udokumentowane ani pewne. Wychowywała się w zamożnej spolonizowanej rodzinie żydowskiej we Lwowie, gdzie poznała lwowską cyganerię lat 30. Po maturze, w 1937 roku wyjechała do Paryża. Studiowała na Sorbonie literaturę francuską i uczęszczała do Studia Charles’a Dullina przy Théâtre de l’Atelier. Wróciła do Lwowa w roku 1939. Po wybuchu wojny pracowała w Domu Sierot. 23 stycznia 1940 była obecna – wraz z Leonem Pasternakiem, którego poślubiła kilka miesięcy później, w kwietniu – w Klubie Polskim we Lwowie w czasie aresztowania polskich pisarzy. Po wkroczeniu Niemców do Lwowa wspólnie z Pasternakiem wyjechali w głąb Związku Radzieckiego. W latach 1942–43 była spikerką rozgłośni radiowej Związku Patriotów Polskich w Saratowie i Kujbyszewie. Wiosną 1943 zgłosiła się do I Polskiej Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki w Sielcach nad Oką i została aktorką działającego przy niej teatru, z którym przez Lublin wróciła do Polski. Po rolach w składankach taneczno-muzycznych dla żołnierzy, zadebiutowała w Lublinie 5 lipca 1944 roku rolą Anieli w Ślubach panieńskich Fredry, i była to jedyna w jej dorobku rola amantki. W Lublinie zagrała jeszcze Pannę Młodą w Weselu Wyspiańskiego i z Teatrem Wojska Polskiego dotarła do Łodzi.

W marcu 1945 roku zdała egzamin aktorski (w 1966 zda eksternistycznie egzamin reżyserski). Przez cztery lata (do 1949) należała do zespołu Teatru Wojska Polskiego w Łodzi, występując w ostatnich wielkich inscenizacjach Leona Schillera: jako Melibea w Celestynie Rojasa, Ariel w Burzy Shakespeare’a i Nastka w Na dnie Gorkiego.

W 1949 roku przyjechała z Schillerem do Warszawy i trafiła do Teatru Polskiego, w którym pracowała do końca sezonu 1954/55 i ponownie w latach 1957–1963. Dostawała, prócz ról w repertuarze klasycznym (Janina w Grzechu Żeromskiego, Sonia w Wujaszku Wani Czechowa, Angustias w Domu Bernardy Alba Lorki, Nike spod Cheronei w Nocy listopadowej Wyspiańskiego), wiele zadań aktorskich w repertuarze współczesnym, do którego predestynowała ją uroda. W tych tzw. „sztukach produkcyjnych” potrafiła zachwycić widzów jako Hania Tokarek w Dobrym człowieku Gruszczyńskiego i Anna w Trzeba było iskry Pasternaka (za te role dostała nagrodę Ogólnopolskiego Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych).

Od roku 1955 do 1957 i od 1963 do końca życia należała do zespołu Teatru Dramatycznego. W inaugurującym działalność teatru (jeszcze pod nazwą Domu Wojska Polskiego) Weselu Wyspiańskiego w reż. Maryny Broniewskiej i Jana Świderskiego zagrała Marysię, a następnie w Tragedii optymistycznej Wiszniewskiego w reż. Lidii Zamkow „w sposób bardzo dyskretny i prosty, a zarazem wewnętrznie bardzo czuły zagrała kobietę-komisarza” (August Grodzicki, „Życie Warszawy” nr 1955 270): „Hanin gra przede wszystkim kobietę. Ale co więcej: tutaj gra przede wszystkim samą istotę rewolucji, tak jak ją określa nasz, współczesny stosunek. Zna cały moralny, ludzki dramat rewolucyjnej konieczności, który w wielkiej historycznej kronice ginie zwykle wśród haseł, okrzyków i rozpo­startych sztandarów” (Zygmunt Greń, „Życie Literackie” 1955 nr 49). Rolą zamykającą jej pierwszy, ledwie dwuletni pobyt w Teatrze Domu Wojska Polskiego była Pani Frank w Pamiętniku Anny Frank w reż. Jana Świderskiego: „troskliwa, kochająca matka, cierpliwa i dobra w stosunku do swych nieznośnych współlokatorów, cierpiąca z powodu tego, że jej mała córka chwilami odwraca się od niej w swej dziecięcej przekorze – grała niesłychanie prawdziwie” (Karolina Beylin, „Express Wieczorny” 1957 nr 61). „Ryszarda Hanin utrafiła chyba w sedno, reprodukując naturalność tak obojętną, że o krok tylko odległą od aktorskiej nieporadności” – dodawał Zygmunt Greń („Życie Literackie” 1957 nr 12).

Po powrocie do Dramatycznego wystąpiła w zaledwie 16 spektaklach (licząc Matyldę von Zahnd zagraną w Fizykach Dürrenmatta w reż. Ludwika Rene w zastępstwie za Wandę Łuczycką), a była w zespole trzy dekady. Ale trzeba podkreślić, że każda z tych ról zasłużyła na uwagę krytyki, od niewielkich, drugoplanowych, wręcz epizodycznych, po główne. Występowała w bardzo różnorodnym repertuarze – komediowym i dramatycznym, klasycznym i współczesnym. Nie grywała amantek, ale kobiety ciepłe i dobre, często – matki. Dość wcześnie zaczęła grywać role kobiet znacznie starszych. Krytyka podkreślała, że jej środki wyrazu to maksymalna prostota i prawda.

W Letnikach Gorkiego w reż. Ludwika Rene zagrała „pozytywną postać lekarki […]. Rolę tę zaliczyć może śmiało do najlepszych swych kreacji: odtworzyła trafnie perypetie sercowe starzejącej się kobiety i potrafiła zarysować kontrast pomiędzy nią a środowiskiem, w jakim się znajduje” (Karolina Beylin, „Express Wieczorny” 1964 nr 35). „Dała wzruszającą, pełną wewnętrznego ciepła sylwetkę lekarki, pani Marii i opowiedziała bardzo ładnie historię jej spóźnionej miłości i rezygnacji” (Roman Szydłowski, „Przyjaźń” 1964 nr 9).

W galerii licznych w jej dorobku ról matek pojawia się jej Pani Breydon w sztuce Czerwone róże dla mnie O’Caseya w reż. Aleksandra Bardiniego, którą „przesyciła spokojem, siłą charakteru, wielką miłością i ściszonym dramatyzmem” (Józef Szczawiński, „Kierunki” 1964 nr 26). „Piękna kreacja Ryszardy Hanin (ściszona, o jakimś wewnętrznym blasku, surowa a pełna serdecznego ciepła)” (Stefan Polanica, „Słowo Powszechne” 1964 nr 122). „Ryszarda Hanin wycyzelowała postać zaciekłej matki, okrzepłej w walce z nędzą i niesprawiedliwością” (Jerzy Zagórski, „Kurier Polski” 1964 nr 120), „z poświęceniem dodała sobie pewną ilość lat i bardzo ładnie poka­zała wszystkie strony tej roli, zwłaszcza czułość dla ukochanego syna” (Karolina Beylin, „Express Wieczorny” 1964 nr 120).

„Ważną, choć niewielką rolę Matki odegrała z przejęciem Ryszarda Hanin” (Karolina Beylin, „Express Wieczorny” 1965 nr 52) również w kolejnej premierze – Po upadku Millera w reż. Ludwika Rene. August Grodzicki skwitował krótko: „Ryszarda Hanin wybornie zagrała matkę” („Życie Warszawy” 1964 nr 52). Ten sam krytyk po kolejnej roli matki, czyli po premierze Iskrą tylko Jerzyny w reż. Macieja Englerta, napisał: „Ryszarda Hanin szlachetnie i wzruszająco zagrała matkę” („Życie Warszawy” 1971 nr 34). W tej poetyckiej sztuce o poetach czasów wojny wystąpiła jako matka Krzysztofa Baczyńskiego, ale była ta postać uosobieniem wszystkich matek wojennych. Pisał Józef Szczawiński: „Świadomość śmierci towarzyszy tym młodym ludziom tak, jak świadomość ich straty nie opuszcza ich matek, wszystkich matek czasu wojny, których ból spokojny i tym dramatyczniejszy wyraża w roli Matki Ryszarda Hanin” („Kierunki” 1971 nr 8).

Również jako Katarzyna (Matka, Królowa) w Ślubie Gombrowicza w reżyserii Jerzego Jarockiego została doceniona przez Augusta Grodzickiego: „Podziwiać mo­żna kunszt Ryszardy Hanin – od dłuższego czasu obsadzana stale w rolach starych matek nie poddaje się seryjnemu powielaniu i w każdej roli umie pokazać nowe, wielorakie treści” („Życie Warszawy” 1974 nr 84). Ale dostrzeżona także przez innych recenzentów: Jerzy Zagórski pisał o „wytrawnej cyzelacji Ryszardy Hanin w roli matki” („Kurier Polski” 1974 nr 89), Jan Kłossowicz o świetnej roli Hanin, „grającej po kolei wszystkie stany, wszystkie metamorfozy przemiennej postaci Matki” („Literatura” 1974 nr z 18 kwietnia), a Marek Jodłowski ocenił, że była w tej roli „Matką upita, to znaczy podszyta na przemian strachem, drapieżnością i ciepłem” („Opole” 1974 nr 7).

Wreszcie do tych matek „drugiego planu” dochodzi pierwszoplanowa, wybitna rola Thelmy Cates w sztuce Mamo, dobranoc Norman. Dwuosobowa sztuka w reżyserii Romany Próchnickiej była mistrzowskim popisem aktorskim: „Ryszarda Hanin z niezwykłą wprost subtelnością warsztatową kreuje rolę Matki, w początkowych scenach zbyt naiwnej, do której nie dociera jeszcze groza sytuacji. Dopiero w miarę posuwania się czasu, w miarę postępowania rozmowy, w miarę dojrzewania do finału rodzi się w niej świadomość tragedii. Przerażona tym odkryciem próbuje zapobiec samobójstwu córki, co i raz odwołując się do przeróż­nych argumentów. Bez skutku (Temida Stankiewicz, „Sztandar Młodych” 1985 nr 43). „Dwie tylko aktorki wypełniają dialog sztuki, który stanowi jej akcję. Ryszarda Hanin gra matkę, rozdartą sprzecznymi porywami. Od cierpliwości wobec wybuchów rozdrażnionej Jessie, aż po sybarytyzm, wygodnictwo, nawet pozory egoizmu. Czyni wszystko, by córkę powstrzymać od desperackiej decyzji. Jednak przez lekkomyślność czy gadulstwo, raz po raz zadaje jej bolesne ciosy. Ostatnie minuty dramatu każą wierzyć, że owa matka nie wyrzeknie się ani swej godności, ani poczucia odpowiedzialności. Ryszarda Hanin gra tę rolę bardzo wyraziście, akcentując pełnię frazy, podkreślając ją naturalnym gestem, czy – usprawiedliwiającym postać – uśmiechem” (Wojciech Natanson, „Życie Warszawy” 1985 nr 43). „Sztuka jest okrutna. Okrucieństwem ściszonym, konsekwentnym, świadomym. Jessie Gates mści się za swój los przygotowując matkę do tego, że za chwilę popełni samobójstwo w miarę oskarżając, w miarę tłumacząc swoją decyzję. Ryszarda Hanin wydobywa z roli matki środkami jakby ściszonymi surowy tragizm sytuacji. Boi się samotności, nie wysila się jednak zbytnio, by zmienić sytuację, jest w miarę bierna i w miarę bezsilna. Artystka dyskretnie wydobyła obcość tej niegdyś aktywnej kobiety, wobec środowiska, w które weszła i rodziny, którą stworzyła. Jakby gadatliwością i ograniczonością w miarę agresywną zagłuszała szanse porozumienia. Ryszarda Hanin nadaje swoim bohaterkom zawsze wiele wewnętrznego ciepła, nawet postacie negatywne usiłuje usprawiedliwić. Wobec Thelmy podpowiada widzowi współczucie, ale nie sympatię” (Józef Szczawiński, „Słowo Powszechne” 1985 nr 72). „Matka, jej cierpliwa opiekunka, okaże się za słaba, żeby cokolwiek w tym postanowieniu zmienić. Chociaż będzie walczyć. Ironią z łzami, prośbą i podstępem, obietnicą i bezradnym załamaniem rąk. Trzeba widzieć, jak walczy. Jak mieni się bogactwem półtonów i odcieni rola Ryszardy Hanin, kreującej Matkę. Jak z teraźniejszości cofa się w przeszłość, jak powolnie akceptuje już czas przeszły i poddaje się mu bezradnie, wyzbyta wszelkiej siły. Jak wydobywa słabości, przeobrażając się z matki-opiekunki w obiekt troskliwych zabiegów córki. Ta metamorfoza dodaje głębi prowokacyjnie skrojonej intrydze sztuki. Widz zostaje ostrzeżony, aby nie sądził – co czarne, co białe, aby łatwo nie wydobywał argumentów i gdzieś zasłyszanych. Ma się przyjrzeć sam tym dwóm kobietom, ich światu, splątanemu, pełnemu napięć. Marsha Norman potrafiła ten świat zamknąć w atrakcyjnych, wartkich dialogach, w rolach, o jakich marzyć mogą aktorki” (Krystyna Gucewicz, „Express Wieczorny” 1985 nr 71).

W różnorodnym repertuarze Hanin nie brakowało też ról komediowych, od których początkowo stroniła. O niespełnionej – na szczęście dla widzów – odmowie zagrania w Czarnej komedii Shaffera w reż. Piotra Piaskowskiego mówiła: „Naturalnie, aktor często się myli w sądach o sobie. Sama tego doświadczyłam. Nie chciałam przyjąć roli, bo wydawało mi się, że nie sprostam, że nie współbrzmi ona z moimi predyspozycjami. W młodości nigdy nie grałam w komediach, burleskach, sztuczkach pure-nonsens. No, może kiedyś, w czasach «Melpomeny w drelichu» – w teatrze wojskowym byłam «Ofermą-fizylierką». Ale potem nigdy, nie. I nagle ta propozycja. Dyrektor i reżyser tą nieustępliwi. A działo się to wszystko w teatrze macierzystym, gdzie aktor ma obowiązek przyjmowania każdej roli. No i stało się. Jakże ja się wstydziłam sama siebie! Wreszcie na próbie generalnej z czystej desperacji wymyśliłam coś, i okazało się, to to jest to. Taki był pierwszy, niechciany krok w tej dziedzinie” („Express Wieczorny” 1985 nr 63). Wystąpiła w tej komedii w roli niestroniącej od alkoholu Miss Furnival i zewsząd zebrała słowa uznania: „Zaskakuje w tym spektaklu Ryszarda Hanin, którą przyzwyczailiśmy się oglądać w rolach tragicznych, tutaj zaś narysowała soczystą sylwetkę komediową – bogactwo środków aktorskich tej artystki wydaje się nie mieć granic” (Stanisław Ostrowski, „Świat” 1969 nr 18). „Podstarzała i świętoszkowata panna Furnival (świetna kreacja Ryszardy Hanin) upija się na umór i daje wyraz swym niewyżytym tęsknotom erotycznym” (Zofia Kwiecińska, „Trybuna Ludu” 1969 nr 109). „Ryszarda Hanin zadziwia ofiarnością i rozrzutnością w tak bogatym nasypaniu roli nieco dwuznacznej Miss Furnival swoim pięknym talentem” (August Grodzicki, „Życie Warszawy” 1969 nr 95). Jerzy Koenig umieścił tę rolę w swoim, tworzonym w 2006 roku (!) rankingu komedii wszechczasów – „Czarna komedia Shaffera w Teatrze Dramatycznym, z wielką kreacją komediową Ryszardy Hanin” („Dziennik – Kultura” 2006 nr 55).

Dwie znakomite komediowe role zagrała w reżyserowanych przez Jana Kulczyńskiego spektaklach, w których wszystkie postaci zagrały kobiety. W Starej Prochowni wystąpiła jako sepleniący Malwolio w Wieczorze Trzech Króli Szekspira, a po dziesięciu latach – w Teatrze Dramatycznym – w Don Juanie Moliera zagrała „niemniej urokliwego, doskonałego Sganarelle'a […] jej Sganarelle prezentuje iście plebejski spryt i przebiegłość, ale i głębszą refleksję natury moralnej” (Temida Stankiewicz, „Sztandar Młodych” 1986 nr 193). „Aktorka wniosła w postać plebejską spontaniczność, wyważoną z głęboką refleksyjnością. W portrecie postaci, jaką tworzy, łączy bunt i gorycz. Niezgoda na postępowanie Don Juana nieustannie staje u Sganarella w kolizji i z posłuszeństwem i obowiązkiem lojalności wobec pracodawcy. Życiowe doświadczenie zmusza go jednak, by lęk przed Don Juanem zamieniał w litość jedynie nad ofiarami swego pana” (Ewa Kielak, „Trybuna Ludu” 1986 nr 242). „Rola Sganarelle'a w ujęciu Ryszardy Hanin mogłaby sta­nowić przedmiot osobnego studium na temat mistrzowskiego połączenia farsy z delikatniejszymi rodzajami komizmu, jednak główny sukces aktorki polega na stworzeniu postaci w pełni przekonywającej i zyskującej sympatię widzów: Sganarelle to biedak, którego życie zmusza do podporządkowania się okolicznościom i który umie to robić z dobrą miną. Sympatia widzów, a nie obrona ortodoksji, jest jedyną prawdą, która tu zostaje przekazana, zaś humorystycznie ujęta rola w sumie wcale nie okazuje się tak komiczna. Ryszarda Hanin pozostała w zgodzie z Molierem i równocześnie zapisuje jedno z najwyższych osiągnięć przemyślanej sztuki swego dojrzałego okresu kariery scenicznej” (Grzegorz Sinko, „Teatr” 1986 nr 11). „A siłą tego wieczoru jest postać Sganarella, stworzona popisowo przez Ryszardę Hanin. Rzadka te przyjemność oglądać tę aktorkę w takim wcieleniu. Brawura i szlachetna dyscyplina, oszczędność w korzystaniu z bogatej palety aktorskich środków wyrazu i dyskretny dystans, potwierdzający, że oto przecież bawimy się i w teatr w teatrze...” (Krystyna Gucewicz, „Express Wieczorny” 1986 z 27 grudnia).

W roku 1972 zagrała – przełamując swój wizerunek matek – podstępną i wszechwładną opiekunkę Pelasię w Na czworakach Różewicza w reżyserii Jerzego Jarockiego. „Ważną dla wymowy sztuki postać gosposi reżyser jeszcze bardziej uwypuklił, łącząc jej rolę z rolą wdowy, każąc Pelasi bardziej wyraziście eksponować swoją osobę. Ryszarda Hanin może więc się wygrać i robi to z talentem i dowcipem. Pelasia wprowadza sobą zmysł realizmu, konkretność, codzienność. Jej «zupa na stole» przywołuje rozgrymaszonego i dziwaczącego poetę do porządku. Ona pilnuje jego kultu, jest szefem reklamy, kieruje ruchem gości, rządzi sprawami osobistymi. Komicznie dwoista w stylu mowy i funkcjach działania: prosta służąca i intelektualistka. Ona też właśnie ze swą trzeźwością i praktyczną umiejętnością wyciągania korzyści z każdej sytuacji zapanuje ostatecznie, niby pogromca z biczem, w cyrku ludzi bez twarzy i postawy, pełzających na czworakach, żałosnych, nijakich” (Zofia Jasińska, „Tygodnik Powszechny” 1972 nr 17). August Grodzicki określił tę rolę mianem „wybornej” („Życie Warszawy” 1972 nr 74). Stefan Polanica ocenił, że Hanin zagrała „pysznie” i „z przewrotną wręcz «prostotą»” („Słowo Powszechne” 1972 nr 81). „Snuje się wspaniała Pelasia – Pelargonia – cudowna postać przypominająca po trosze słynną Gienię Nałkowskiej, znakomita synteza Gospodyń, Kochanek, Żon i Przyjaciółek wielkich poetów, które tak rzadko niestety przechodzą do historii literatury” – zachwycał się Jan Kłossowicz („Literatura” 1972 nr 8).

W roku 1975 zagrała Donatę w sztuce Jednooki jest królem Fuentesa w reż. Romualda Szejda, prezentując „oszołamiającą wirtuozerię techniczną i wspaniałą otwartość aktorską. […]. Eks­hibicjonizm Donaty, jej głęboki erotyzm są obce naturalnej powściągliwości tej aktorki. Musiała ona w tej roli przezwyciężyć i siebie, i swoje dotychczasowe doświadczenia. Takiej Hanin jeszcze nie widzieliśmy” (Elżbieta Żmudzka, „Zwierciadło” 1975 nr 38). Po tej roli nastąpiła dziesięcioletnia przerwa w jej obecności na scenie Teatru Dramatycznego.

Występowała wówczas gościnnie, m. in. w Teatrze Ateneum (Catherine w Korsarzu Conrada), Teatrze Na Woli (Matrosziłowa w Protokole pewnego zebrania Gelmana) i na scenach teatrów pozawarszawskich – jako Lidia Wasiliewna w Staro­modnej komedii Arbuzowa w Gorzowie Wielkopolskim i Częstochowie. Stale współpracowała również ze Teatrem Scena Prezentacje, grając przede wszystkim w nieschodzących latami z afisza sztukach Eugène’a Ionesco (Służąca w Łysej śpiewaczce i Służąca w Lekcji), ale wystąpiła na tej scenie także jako Genowefa Smoliwąs w Balladzie o Januszku Łubińskiego i Markiza w Biesiadzie u hrabiny Kołtubaj Gombrowicza).

Była z jednej strony mistrzynią monodramu (wielokrotnie nagradzane na festiwalach Róża jest różą, jest różą Michałowskiej i Przyjechała Żydówka Strońskiej), a z drugiej mistrzynią epizodu. Cztery ostatnie role zagrane w Teatrze Dramatycznym to rólki, w których niezbicie dowiodła, że najmniejszy drobiazg może zapaść w pamięć widzów równie głęboko, jak role pierwszoplanowe. Pojawiła się u boku Tadeusza Łomnickiego w sztuce Ja, Feuerbach Dorsta jako Kobieta z psem, zwracając uwagę wszystkich recenzentów. „Wielka, pozornie tylko epizodyczna rola Ryszardy Hanin” (Jan Skotnicki, „Ład” 1988 nr 36). „Śmieszna, chaplinowata kobieta stoi nieruchomo na środku sceny (Ryszarda Hanin wie, jak stojąc bez słowa i ruchu, samą sylwetką przykuć uwagę widowni)” (Jacek Sieradzki, „Polityka” 1988 nr 38). „Nawet stać na scenie bez wypowiadania ani jednego słowa można w sposób mistrzowski” (Małgorzata Huniewicz, „Sztandar Młodych” 1988 nr 126). „W tym przedstawieniu, mówiącym tak wiele w tekście i poza tekstem o potrzebie pokory – pojawia się w epizodzie wielka aktorka, Ryszarda Hanin. To także gest pokory wobec teatru, który żąda wypełniania zadań” (Krystyna Gucewicz, „Express Wieczorny” 1988 nr 165).

Zachwycająca była jako Ciocia Leonia w Ach, Combray Prousta w reż. Waldemara Matuszewskiego: „Wymienić Ryszardę Hanin, i to nie z kurtuazji, bo prawienie czczych komplementów tej akurat aktorce zakrawałoby na kpinę. Otóż myślę sobie, że Ryszarda Hanin w roli ciotki Leonii (to ta, która całe dnie spędza w łóżku, patrzy przez okno na życie miasteczka, a parę łyków vichy stoi jej na żołądku) zrobiła coś, co w jakiś sposób wykracza poza dobrze znany wymiar jej aktorstwa. To niezwykłe oscylowanie na granicy hipochondrii, snu i śmierci, to nieznośne marudzenie połączone z jakimś wyciszeniem gasnącej starości. Piękne to było i wzruszające” (Janusz Majcherek, „Teatr” 1991 nr 11).

Zagrała Niobe, Baucis i Narratora w Metamorfozach Owidiusza w reż. Michaela Hacketta. „Trudno nie podziwiać prześwietlonej uduchowieniem Ryszardy Hanin” (Kat, „Nowy Świat” 1991 nr 20). „Warto jednak dostrzec w tym spektaklu kształtujący się zespół Teatru Dramatycznego. Widać w nim przede wszystkim utalentowaną młodzież. Ale widać w nim przede wszystkim Ryszardę Hanin, która tu niczym mistrzyni z innego wymiaru, innej rzeczywistości daje prawdziwą lekcję swym młodym uczniom. Lekcję skupienia, prostoty, siły aktorskiego wyrazu, uzyskiwania maksymalnego efektu w zbliżaniu z widzem. Wreszcie daje lekcję prawdy w pięknej scenie Filomena i Baucis” („Trybuna” 1991 nr 300).

Ostatnią rolą teatralną, którą zagrała, była Babcia w Woyzecku Büchnera w reż. Pawła Wodzińskiego. „Na czoło wykonawców wysuwa się świetna p. Ryszarda Hanin, w króciutkim monologu będącym perełką kunsztu aktorskiego. On to należy do nielicznych chwil przedstawienia, w których widownia zamiera w zasłuchaniu” (Andrzej Hausbrandt, „Nowy Świat” 1992 nr 123). „Najbardziej za­pada w pamięć Ryszarda Hanin, która w maleńkiej rólce niewidomej Babci pojawia się raz i na samym końcu – to ona krótką, okrutną bajką tworzy pointę przedstawienia. O pustce tego świata, w którym człowieczeństwo jest zredukowane do funkcji ciała” (Arkadiusz Szaraniec, „Glob 24” 1992 nr 117). „Weszła na chwilę Ryszarda Hanin. Powiedziała kilka słów i nagle wszystko zaczęło robić się ważne, zaczął robić się teatr” (Krzysztof Głogowski, „Polska Zbrojna” 1992 nr 105).

Wielokrotnie nagradzana była także za role filmowe, których ma w swoim dorobku przeszło 60. Role kobiet zwyczajnych, przeciętnych i nieefektownych podnosiła do rangi arcydzieł. Za rolę matki, schizofreniczki cierpiącej na manię prześladowczą w filmie Drzwi w murze otrzymała Złotą Kamerę „Filmu”, Złote Grono Lubuskiego Lata Filmowego w Łagowie i Srebrną Muszlę w San Sebastian, za rolę Kulgawcowej – praczki, która za pieniądze godzi się wyprowadzić z getta córkę swej chlebodawczyni – w filmie Jeszcze tylko ten las – m. in. nagrodę za pierwszoplanową rolę na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

Od 1950 aż do śmierci była pedagogiem warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza. Prowadziła zajęcia z elementarnych zadań aktorskich, opracowania scen dialogowych, pracy nad rolą, mówienia wierszem, mówienia prozą.


 

Więcej informacji o Ryszarda Hanin na stronie Encyklopedii Teatru Polskiego.