Trwa ładowanie..

Marek Kondrat

Biografia

Ur. 18 X 1950 w Krakowie.

Aktor.

Absolwent Wydziału Aktorskiego warszawskiej PWST (1972). Zagrał w słynnym przedstawieniu dyplomowym pt. Akty wg Wyspiańskiego, Witkiewicza, Gombrowicza i Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego. Być może temu zawdzięcza debiut w Teatrze Dramatycznym m.st. Warszawy – w przedstawieniu Na czworakach Różewicza w reżyserii Jarockiego. Ale za tym występem nie przyszedł jeszcze stały angaż. Sezon 1972/73 Kondrat spędził w Teatrze Śląskim w Katowicach. Od następnego sezonu był już członkiem zespołu Teatru Dramatycznego.

Pierwszą rolą był Orestes w Elektrze Giraudoux w reżyserii Kazimierza Dejmka. W spektaklu w roli tytułowej debiutowała Jadwiga Jankowska-Cieślak. „Tych dwoje młodych - Elektra i chłopięcy Orestes (Marek Kondrat) walczą o czystość świata i sumień ludz­kich, o ocalenie wartości moralnych nawet kosztem wiel­kich ofiar” – pisał August Grodzicki („Życie Warszawy” 1973 nr 289).

Jerzy Jarocki pamiętał o młodym aktorze i znalazł dla niego miejsce w obsadzie dwóch ważnych swoich spektakli w Dramatycznym: w Ślubie Gombrowicza i Królu Learze Szekspira. Większą rolę (Porucznika Zielińskiego) zagrał w znakomitym Pieszo Mrożka w 1981 r.

Marek Kondrat wystąpił też w spektaklach Witolda Zatorskiego: w cieszącym się dużą popularnością Kubusiu Fataliście wg Diderota, gdzie „z wdziękiem zagrał kilka ról” - jak chwalił aktora Roman Szydłowski („Trybuna Ludu” 1976 nr 305) oraz w Mizantropie Moliera. W tym drugim przedstawieniu Kondrat zagrał Filinta i rolę tę recenzentka  „Trybuny Ludu” przeciwstawiała Alcestowi Marka Walczewskiego: „Zupełnie inną postacią jest Filint, w wykonaniu Marka Kondrata bardzo udaną. To wielki sceptyk, nie ufa zbyt­nio ludziom, ale i ich nie są­dzi. Z taką samą pobłażliwoś­cią spogląda na poczynania Alcesta jak na rozrywki gości salonów. Ludzi ocenia podług ich zalet, czystości uczuć. Z otaczającym światem nie walczy, lecz dyskretnie go obserwuje” (Ewa Kielak, „Trybuna Ludu” 1980 nr 178). 

W inscenizacji Nocy listopadowej, przygotowanej przez Macieja Prusa, a w której swe siły zaprezentował prawie cały zespół Teatru Dramatycznego, Kondrat zagrał rolę Piotra Wysockiego. W innym głośnym spektaklu Prusa – Operetce Gombrowicza aktor wystąpił w roli Hrabiego Szarma. Ponieważ była ona grana w dublurze z Piotrem Fronczewskim, który pojawił się w premierowej obsadzie, więc jego pracę głównie recenzowano. Kondrat rolę Szarma powtórzył w Operetce wznowionej w 1983 roku, ale już bez udziału liderów zespołu Dramatycznego. O jego wersji Tadeusz Kijonka napisał: „eks­presją Piotra Fronczewskiego nikt tu nie przebije, jest to więc teraz Szarm lekki, elegancki i raczej dyskretny w parodiowa­niu tej z woli Gombrowicza przerysowanej postaci” („Tak i Nie” 1984 nr 5).

Do szekspirowskich ról Kondrata w Teatrze Dramatycznym należał Laertes (grany w dublurze z Karolem Strasburgerem) w Hamlecie w inscenizacji Gustawa Holoubka oraz Orlando w Jak wam się podoba w reżyserii zespołowej. O tej drugiej roli pisano: „Marek Kondrat w pierwszych scenach daje sylwetkę honoro­wego młodzieńca, stawiającego czoło niebezpieczeństwom. Współtworzy nastrój w scenie narodzin miłości i olśnienia Rozalindą. W akcie drugim staje się jednak ofiarą sytuacji. Orlando musi afiszować swą zapal­czywą miłość, rozwieszać po drzewach wierszyki, głoszące chwałę ukochanej. Kondrat nie decyduje się na wybór. Jego Orlando nie jest ani naiwny, ani przekornie rozbawiony” (Wojciech Natanson, „Życie Warszawy” 1980 nr 289). 

W głośnej inscenizacji Księdza Marka Słowackiego, przygotowanej przez Krzysztofa Zaleskiego w atmosferze stanu wojennego Kondrat zagrał Starościca. O roli tej pisał Andrzej Wanat w recenzji polemizującej z interpretacją sztuki: „To piękna postać ten Sta­rościc i dosyć ważna w historiozoficznej perspektywie Słowac­kiego. Jeszcze tacy jaśni rycerze muszą ginąć z szatańskiej, złej ręki; ale kiedyś... Marek Kon­drat jako Starościc z Barku przemknął przez scenę w sposób trudny do zauważenia. Jak wszedł, tak i zszedł: umarł śmiercią lekką” („Teatr” 1983 nr 5).

Kondrat zagrał jeszcze w dublurze z Januszem Gajosem tytułową rolę w Weselu Figara w reżyserii Witolda Skarucha i to była jedyna właściwie główna rola, w której został obsadzony w Teatrze Dramatycznym, po czym opuścił zespół. Wrócił do niego na krótko, gdy dyrekcję w 1987 r. objął Zbigniew Zapasiewicz, by zagrać w dwóch przedstawieniach Teatr czasów Nerona i Seneki Radzińskiego w reżyserii Jacka Zembrzuskiego i Motelu Hugh w reżyserii Jana Kulczyńskiego.

Od 1992 r. związał się z Teatrem Ateneum, gdzie zagrał m.in. w inscenizacjach sztuk Słowackiego, realizowanych przez Gustawa Holoubka, ale szybko porzucił również ten teatr. Od 1994 r. z wyjątkiem występu w Kto się boi Wirginii Woolf Albeego w reżyserii Władysława Pasikowskiego aktor nie pojawia się na scenach teatralnych. Z czasem zrezygnował także z aktorstwa filmowego i telewizyjnego, które przyniosło mu wiele sukcesów, począwszy od roli w Zaklętych rewirach Janusza Majewskiego poprzez świetne kreacje w filmach m.in. Andrzeja Wajdy, Marka Koterskiego, Kazimierza Kutza, Władysława Pasikowskiego.

Po latach Marek Kondrat tak wspominał pracę w Teatrze Dramatycznym:

„Bardzo chętnie wspominam czasy Dramatycznego. To jest w zasadzie całe moje życie teatralne. Związek z Dramatycznym polegał przede wszystkim na związku z moim mistrzem Gustawem Holoubkiem. Nauczyłem się przede wszystkim zasad pobytu w takim miejscu jak teatr. Był zorganizowany niezwykle hierarchicznie. Nasze miejsce wyznaczał... garderobiany Józef Sobota, który do drzwi przybijał drewniane deseczki z wypalonymi nazwiskami. Początek w tym teatrze rozpoczynał się od tzw. garderoby geniuszy, czyli najmniej znaczącej. Znajdowała się najdalej od bufetu. Gdy ktoś zyskiwał w oczach pana Soboty, był przenoszony do innych garderób, które wyróżniały się mniejszą liczebnością i bliskością bufetu, a on wyznaczał szczyt kariery teatralnej. Gustaw dzięki samemu sobie (to zasada fundamentalna, że światło pochodzi od osoby, która dookoła siebie zbiera resztę ludzi wyznających podobną religię artystyczną etc.), pozyskał najwybitniejszych wtedy ludzi teatru. Nie mówię tylko o aktorach, a przede wszystkim o reżyserach. Mam na myśli m.in. Kazimierza Dejmka, Jerzego Jarockiego, Ludwika Rene, Witolda Zatorskiego, Macieja Prusa. Jerzy Jarocki nauczył mnie pobytu na scenie. Nauczył mnie teatru. I kiedy oglądam jubileusz jego 50-lecia, od razu w lędźwiach, w uszach i duszy mam wszystkie jego słowa, jego wrażliwość. Także jego tyranię, ponieważ zawsze był przez nas nazywany ciemiężycielem. Cierpieliśmy katusze, które zawsze profitowały na końcu efektem szczególnym. Dzięki takim ludziom jak prof. Jarocki miałem szansę uczestniczenia w repertuarze najwyższej klasy. Dzięki nim pojąłem zasadę stylu teatru. To były czasy, w których teatry mocno różniły się od siebie. Inny był teatr Erwina Axera, inny Janusza Warmińskiego, inny Adama Hanuszkiewicza, a zupełnie inny Holoubka. W Dramatycznym przeżyłem prapremierę Ślubu Gombrowicza w reżyserii Jarockiego. Przedstawienia Szekspirowskie (m. in. Króla Leara), sztuki Mrożka. Taki układ repertuaru zaświadczał o współczesnej myśli teatru na tamte lata. Najlepszą szkołę odbyłem, zupełnie nie wpływając na jakość tej sceny. Grałem tam epizody. Pierwszą moją dużą rolą w Dramatycznym był Figaro w Weselu Figara w reżyserii Witolda Skarucha. To było w pierwszym roku po odejściu Gustawa (1983). Wtedy biliśmy się z nową dyrekcją. Jednak wszystko, co myślałem o teatrze jest związane właśnie z Dramatycznym. Osobowości artystyczne począwszy od Gustawa po Zbyszka Zapasiewicza, Marka Walczewskiego, budzący się wielki talent Piotra Fronczewskiego z jego wspaniałą rolą Henryka w Ślubie - to było tak fascynujące, że nie musiałem grać pierwszoplanowych ról, żeby być szczęśliwym” („Dziennik” 2007 nr 302).

Więcej informacji o Marek Kondrat na stronie Encyklopedii Teatru Polskiego.