Warszawa. Pechowy przylot Michaela Madsena
Spóźniony samolot, zagubione bagaże, odwołana konferencja prasowa - krótki pobyt amerykańskiego aktora w Warszawie wypełniły pechowe wypadki.
Wśród tłumu pasażerów wysiadających wczoraj ze spóźnionego dwie godziny samolotu z Chicago dziennikarze nie dostrzegli Michaela Madsena [na zdjęciu], aktora znanego z filmów "Wściekłe psy", "Kill Bill", obu w reżyserii Quentina Tarantino, a także z "Sin City" oraz "Thelmy i Louise". Aktor miał zawitać w Warszawie tylko przelotem, by udać się tego samego dnia na plan zdjęciowy w Łodzi.
Zaniepokojeni przedstawiciele mediów z aparatami fotograficznymi, mikrofonami i dyktafonami pogalopowali zwartym szeregiem na przełaj do hotelu Marriott, gdzie miała się odbyć konferencja prasowa z aktorem. Tam czekali kolejną godzinę wraz ze zdezorientowanymi przedstawicielami amerykańskiej firmy producenckiej NameSake Entertainment. Gdy producent Jo Goodman zerwał się z miejsca i wybiegł z hotelu, dziennikarze tą samą zwartą grupą popędzili za nim. Z górnego tarasu lotniska mieli niepowtarzalną okazję zrobić zdjęcie Michaelowi Madsenowi, który wychynął zza drzwi sali przylotów i wykonując rozpaczliwe gesty rękoma, coś tłumaczył. - Niech pomacha! - krzyczeli fotografowie do towarzyszącego mu ochroniarza. Jednak aktor po chwili zniknął. Dziennikarze i amerykańscy producenci kolejny raz pędem rzucili się w kierunku hotelu Marriott. Zniecierpliwieni fotografowie zaczęli robić zdjęcia unoszącym się nad lotniskiem w podmuchach wiatru płytom styropianowym. Wreszcie nadeszły długo oczekiwane wieści - zaginął cały bagaż aktora. W ślad za dziennikarzami zjawił się w czarnym mercedesie sam gwiazdor (w 1992 roku mogliśmy obejrzeć go filmie nomen omen "Kłopotliwy bagaż"). Już wysiadał, już rozbłyskiwały flesze, jednak na widok wyczekujących dziennikarzy szybko schował się w z powrotem do samochodu. Do zamarłej z rozczarowania grupy oczekujących podszedł Jo Goodman. Wyjaśnił, że Michael Madsen leciał cztery godziny z Los Angeles do Chicago, a kolejnych dziewięć godzin z Chicago do Warszawy. Przy przesiadce wysłano jego bagaż w nieznanym kierunku. Aktor jest zbyt zdenerwowany i zmęczony, by wziąć udział w konferencji prasowej. Gdy siada, natychmiast zasypia. Już zdrzemnął się przed chwilą na lotnisku. Na dodatek zagubiono jego paszport, ale na szczęście się znalazł. - To był chyba najgorszy lot w jego życiu - dodał producent. Dlatego bezpośrednio z lotniska udali się samochodem do łódzkiego Grand Hotelu, by mógł wypocząć przed rozpoczynającymi się dziś zdjęciami. To całkiem niezły wstęp do filmu grozy - Michael Madsen zagra w horrorze "The House" w reżyserii Robby'ego Hensona. Aktor pozostanie w Łodzi do 8 sierpnia, będzie więc musiał przeżyć prawie dwa tygodnie bez własnych ubrań. Miejmy nadzieję, że w Łodzi, największym ośrodku przemysłu włókienniczego w Polsce, szybko uzupełni braki w garderobie.